Niezwykle atrakcyjnie zapowiada się już sam dojazd samochodem na miejsce rozpoczęcia właściwej wycieczki. Najpierw szosa (z początku asfalt z ubytkami, potem droga szutrowa) wiedzie kilkanaście kilometrów przez odludne pustkowie, gdzie wśród nieprzebytych borów, torfowisk, łąk pozostałych po kilku wysiedlonych wioskach, królują drwale i ich maszyny. Widoki na góry zapierają dech w piersiach. Po jednej stronie ukazują się bieszczadzkie połoniny ze szczytami Halicza i Krzemienia, po drugiej – pomniejsze ukraińskie szczyty oraz meandrujący (i coraz węższy) graniczny San.
W końcu docieramy do Bukowca, gdzie pośród pustki pozostałej po wysiedlonej bojkowskiej wsi, umiejscowiona została najdalej wysunięta placówka Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Pracownicy sprzedający tam bilety mogą się czuć jak na zsyłce – nie ma tłumów odwiedzających, tylko pojedynczy turyści, a wokół wilki, niedźwiedzie i rysie… Przy parkingu rozpoczyna swój bieg trasa rowerowa, a także ścieżka dydaktyczna "W Dolinie Górnego Sanu". Tam też, po zakupieniu biletów, zdejmujemy z dachu rowery, w tym jeden dziecięcy – dla siedmioletniego Franka oraz wyjmujemy z bagażnika przyczepkę, w której pojadą jego młodsze siostry: Róża (5 lat) i Łucja (2 lata).
Trasę rowerową poprowadzono mocno wyeksploatowaną asfaltową drogą, więc nasz syn już od pierwszych metrów podjazdu zaczął narzekać na dziury i luźno leżące fragmenty nawierzchni. Podczas tej wycieczki miał zdecydowanie mniejszą motywację do samodzielnego pedałowania, bo jako jedyny z rodzeństwa musiał dotrzymywać tempa rodzicom, podczas gdy siostry przyglądały się jego wysiłkom zza szyb przyczepki. Na szczęście wraz z końcem podjazdu skończyło się użalanie. Po pokonaniu niecałych czterech kilometrów, szlak nagle zboczył z szosy na polną drogę pośród łąk i prowadził dalej do schowanego wśród drzew prawosławnego cmentarza. To jedyny materialny ślad po wiosce Beniowa: można tam obejrzeć kilkanaście ocalałych nagrobków oraz pozostałości po spalonej po drugiej wojnie światowej cerkwi.
Niesamowity spokój i ciszę w Beniowej ni stąd ni zowąd zakłócił nagle gwizd tasiemcowego, ukraińskiego pociągu zmierzającego (sprawdziłem to dopiero po powrocie do domu) ze Lwowa do Użhorodu. To wydarzenie zburzyło nasze mniemanie, że jest to najbardziej oddalone od siedzib ludzkich miejsce w Polsce, lecz nadal miejsce wydawało nam się magiczne. Nie chcieliśmy go opuszczać. I trudno nam będzie zapomnieć o tym bezgranicznym spokoju, dzikiej niezmąconej przyrodzie, widokach na majestatyczne szczyty, poczuciu samotności i zupełnego odcięcia od cywilizacji (oczywiście z wyjątkiem pociągów).
Przy cmentarzu trasa rowerowa zawracała w stronę Bukowca, choć piesi turyści mogą przejść się dalej aż do źródeł Sanu i w okolice przełęczy Użockiej. Nie oznaczało to jednak końca przygód. Wpierw na drodze stanął nam potok, który pokonaliśmy, idąc po kamieniach, bo mostek był na przyczepkę za wąski. A potem szybko zaczął się kolejny – morderczy dla Franka – podjazd. Na szczęście trawiasta droga zamieniała się w asfalt. I wkrótce wjechaliśmy do lasu, gdzie zamieniliśmy widoki pięknej, pustej przestrzeni oraz Halicza i Kińczyka Bukowskiego na odrobinę cienia. A w nagrodę za trudy wspinaczki czekał nas ponadkilometrowy zjazd aż na parking w Bukowcu.
Wycieczka nie zajęła nam dużo czasu, bo pętla Bukowiec – Beniowa – Bukowiec ma niecałe osiem kilometrów, ale ze względu na swą długość, widoki oraz klimat bez wątpienia warta jest polecenia nawet młodszym rowerzystom!
tekst i fot. Piotr Ciborowski - TRAVELITO - Wypożyczalnia sprzętu turystycznego dla dzieci.
TRAVELITO - wypożyczalnia sprzętu turystycznego dla dzieci
ul. Lanciego 12 (Ursynów)
02-798 Warszawa
www.travelito.pl
biuro@travelito.pl